MKTG NaM - pasek na kartach artykułów

Świat odbudowany ze zgliszcz. Tragedia wsi Sochy na Zamojszczyźnie

Bogdan Nowak
Bogdan Nowak
Bogdan Nowak
Wojenne wspomnienia naznaczyły życie Bronisławy Szawary z Soch (gmina Zwierzyniec) ponurym piętnem. Okupacyjna trauma była także udziałem członków jej rodziny. Jednak pani Bronisława potrafiła przekuć swoje doświadczenia na poezję, która opowiada o tragedii ofiar, ale też budzi nadzieję. Nie zabrakło w niej też zachwytów nad roztoczańską przyrodą. Wiersze poetki wydano w tomiku pt. „Wiejskie jestem dziecię”.

„Urodziłam się w Sochach 26 sierpnia 1926 roku. Ukończyłam siedem klas szkoły, w tym dwa lata podczas okupacji niemieckiej” – pisała Bronisława Szawara z domu Nizio o sobie (jej wspomnienie znalazły się we wstępie do tomiku). „W roku 1943, 1 czerwca Niemcy podczas pacyfikacji naszej wioski wymordowali prawie 200 osób, w tym i moich rodziców (byli to Antoni i Katarzyna Nizio), i brata, a całą wioskę spalili. Ja zostałam ranna i leżałam przez trzy miesiące w szpitalu w Biłgoraju”.

Te wojenne doświadczenia zmieniły życie pani Bronisławy, jej rodziny oraz ocalałych z pacyfikacji mieszkańców Soch.

Samoloty z wymalowanymi krzyżami

To był wyjątkowo ponury czas. Pod koniec 1942 roku niemieckie formacje wojskowe przy wsparciu m.in. ukraińskiej policji zaczęły przeprowadzać brutalne akcje przeciwko polskim partyzantom. Próbowano także zastraszyć ludność Zamojszczyzny.

11 grudnia 1942 r. podczas wysiedlania wsi Kitów (gm. Sułów) Niemcy zabili 165 mieszkańców tej miejscowości, 23 grudnia spacyfikowano m.in. Białowolę (gm. Zamość), gdzie zabito 52 osoby (10 dni wcześniej Niemcy zamordowali w tej wsi 3 mieszkańców).

Na początku 1943 r. okupanci przeprowadzili pacyfikacje kilku, kolejnych wsi (m.in. Huty Dzierążyńskiej). W sumie zamordowano w tych miejscowościach 147 osób. Tragiczny los miał spotkać także mieszkańców Soch (gm. Zwierzyniec). Niemcy podejrzewali, że wspierali oni oddziały partyzanckie. Dlatego 1 czerwca 1943 r. gestapo, niemieckie Schutzpolizei oraz Ukraińcy w niemieckiej służbie otoczyli tę malowniczą, roztoczańską wieś. Akcja rozpoczęła się o godz. 5., nad ranem.

Tak opisywała w 1945 tamte wydarzenia Kazimiera Świtajowa, świadek pacyfikacji Soch: „(Niemcy) wpadali do mieszkań, zabijali ludzi i podpalali zabudowania. Domy zajmowały się jeden od drugiego, przerażeni ludzie uciekali (...). Zabijano kobiety w ciąży, niemowlęta przy piersi matek, dzieci uciekające z rodzicami. Niektóre z nich klękały, błagając o uratowanie im życia, ale to nie wzruszało dzikich oprawców (...). Rzucano ludzi żywcem w ogień, dobijano rannych. A byli wśród Niemców i tacy, co czynili to z sadystyczną rozkoszą i śmiejąc się szatańsko”.

Wyrwani ze snu mieszkańcy wsi byli zaskoczeni. Nie bronili się. Kto mógł, uciekał w pola. Tam także trafiały ludzi niemieckie kule. Pacyfikacja trwała ok. trzech godzin. Potem Niemcy się wycofali. Następnie nadleciały jednak samoloty z wymalowanymi krzyżami i zrównały wieś z ziemią. Od bomb i kul znowu zginęło kilkanaście osób. Wiele rodzin wymordowano w całości.

Tułaczka po spalonych piwnicach

„Jedna z kobiet została postrzelona w ramię w chwili, gdy zasłaniała sobą męża, z różańcem w ręku prosząc, by go nie zabijano. Lecz to nic nie pomogło” – opisywała Kazimiera Świtajowa. „Przy trupach kobiet i mężczyzn, konwulsyjnie, rączkami uczepione do nich dzieci – również martwe. Trup jakiegoś mężczyzny w pozycji na pół klęczącej obejmował drzewo. Niektóre trupy starszych gospodarzy trzymały w zaciśniętej kurczowo dłoni święty obrazek”.

Dokładna liczba ofiar pacyfikacji Soch nie jest znana. Na tablicy cmentarnej w tej miejscowości możemy przeczytać, że 1 czerwca zabito 185 mieszkańców Soch. Było to 88 mężczyzn, 52 kobiety i 45 dzieci. Jednak Władysław Sitkowski w książce pt. „Sochy dawniej i dziś” wyliczył, że podczas pacyfikacji zginęły 194 osoby.

Tuż po masakrze odnaleziono 33 osoby, które były ranne (7 osób potem zmarło, stąd m.in. mogły wynikać rozbieżności co do liczby ofiar). Niektóre ocalenia uznano niemal za cud. Np. w zbożu, niedaleko wsi, znaleziono zabitą kobietę, obok której było dwoje żywych niemowląt, bliźniąt. Te dzieci przeżyły wojnę. Rannych odsyłano do szpitala m.in. w Biłgoraju. Wśród nich była Bronisława Szawara.

„Z całej rodziny została mi mała, sześcioletnia siostrzyczka Marysia, która tułała się po tym spalenisku, tuląc się do ludzi, którzy ocaleli z tego pogromu” – wspominała po latach Bronisława Szawara. „Ja po powrocie ze szpitala wraz z nią tułałam się po spalonych piwnicach, nie mając gdzie mieszkać i z czego żyć, gdyż pracować nie mogłam”.

Wieść o pacyfikacji Soch wstrząsnęła mieszkańcami całej Zamojszczyzny. Szeroko komentowano ją także w konspiracyjnej prasie. W efekcie zapadła decyzja o pomszczeniu ofiar. „W odwet za masowy mord ludności polskiej we wsi Socha (chodzi o Sochy – przyp. red.) spalona została przez oddziały własne wzorcowa wieś osadników niemieckich Siedliska (gm. Mokre, pow. Zamość) w nocy 5/6 VI 43. Spalono 140 zagród, 60 Niemców zabitych, przy braku strat własnych – czytamy w „informacji bieżącej”, wydanej tuż po tej akcji przez Armię Krajową”.

Atak wykonały oddziały AK: Adama Piotrowskiego ps. „Dolina”, Jana Turowskiego ps. „Norbert” oraz Tadeusza Kuncewicza ps. „Podkowa”. W sumie uczestniczyło w niej 182 partyzantów. Dowodził nimi Stefan Prus ps. „Adam”.

Wojenna trauma

Niemcy byli zaskoczeni. Jednak to ich nie powstrzymało. Niebawem rozpoczęli tzw. trzecią falę wysiedleń Zamojszczyzny. Nosiła ona kryptonim „Werwolf”. Towarzyszyły jej kolejne akcję pacyfikacyjne. Egzekucje – na mniejszą i większą skalę – przeprowadzono wówczas aż w 163 miejscowościach naszego regionu.

Łącznie zamordowano wówczas ponad 1 tys. mieszkańców Zamojszczyzny. Niemcy przeczesywali też lasy regionu w poszukiwaniu partyzantów. Schwytanych mężczyzn poddawano brutalnym śledztwom. Trafiali m.in. do obozów przejściowych w Zwierzyńcu i Zamościu oraz na zamojską Rotundę (było to więzienie gestapo). Ten wojenny koszmar jednak się wreszcie skończył. Ludzie próbowali żyć wówczas w miarę normalnie.

„W roku 1946 wyszłam za mąż za chłopca z naszej wioski (chodzi o Romana Szawarę) i na tych zgliszczach po rodzicach zaczęliśmy budować najpierw małą budkę dla siebie i krowy, i konia, aby było gdzie mieszkać” – wspominała Bronisława Szawara. „Ciężki był nasz dorobek, bo ciężko chorowałam. Dzieci miałam pięcioro, w tym dwie córeczki mi zmarły na dyfteryt w wieku kilku miesięcy. A dwóch chłopców i córkę wychowałam”.

Bezimiennie po świecie

Tragedia miejscowości Sochy została opisana m.in. w wydanej jakiś czas temu, słynnej książce Anny Janko pt. „Mała zagłada”. Autorka opowiedziała w niej także o wojennej traumie oraz swoim dzieciństwie, naznaczonym tragicznymi wspomnieniami matki. Także Bronisława Szawara chciała przelać swoje wojenne doświadczenia na papier.

„Często (...) proszono mnie o wspomnienia z pacyfikacji naszej wioski, jako nielicznego, żyjącego świadka. Ja te wspomnienia opisałam w postaci wiersza i tak zaczęła się moja praca autorska” – czytamy we wspomnieniach Bronisławy Szawary. „Różne wycieczki przyjeżdżające do nas na cmentarz poległych zawsze prosiły mnie o wspomnienia (...). Kilka moich wierszy zostało opublikowanych w gazetach (...) i wyjątki w książkach „Złote ziarna” i innych. Ale najwięcej moich wierszy rozeszło się bezimiennie po świecie, jako wiersze na różne okazje”.

Bronisława Szawara zmarła 24 lipca 2015 roku. Jej rozproszone utwory udało się zebrać i ułożyć w tomik. Publikacja nosi tytuł „Wiejskie jestem dziecię” i została wydana przez Centrum Kultury i Bibliotekę Publiczną w Zwierzyńcu. Wiersze opracowały i dokonały ich wyboru Agnieszka Maciocha i Joanna Szpuga, pracowniczki tej instytucji.

To także ciekawe źródło na temat tragicznych dziejów Zamojszczyzny.

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Pierwszy trening polskich piłkarzy pod okiem 2500 kibiców

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera

Materiał oryginalny: Świat odbudowany ze zgliszcz. Tragedia wsi Sochy na Zamojszczyźnie - Zamość Nasze Miasto

Wróć na swidnik.naszemiasto.pl Nasze Miasto