Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

„Musiał mieć w tym jakiś cel”. Dlaczego podarowanie 79 gipsowych baranków wielkanocnych rozzłościło władze Zamościa?

Bogdan Nowak
Bogdan Nowak
Stefan i Stefania Jawor oraz ich syn Marek
Stefan i Stefania Jawor oraz ich syn Marek ze zbiorów rodzinnych (zdjęcie przekazane przez Marka Jawora)
W zamojskim Archiwum Państwowym zachował się ciekawy dokument, w którym wydarzenia skrupulatnie opisano. To protokół nr 18 z posiedzenia Prezydium Miejskiej Rady Narodowej w Zamościu spisany w 1957 roku. Posiedzenie odbyło się 20 kwietnia. Zebrali się na nim zastępcy przewodniczącego prezydium: Tadeusz Czyrski i Eugeniusz Zgnilec oraz jego członkowie: Wincenty Burzyński i Zygmunt Mikulski. Przybyli także zamojscy radni m.in. Henryk Siwacki, Tadeusz Szymala oraz Janina Olech. W jakim celu zebrało się szacowne grono?

Tematem spotkania była sprawa kłopotliwego prezentu, który Stefan Jawor, zamojski kupiec i działacz katolicki 18 kwietnia 1957 r. ofiarował miejscowym radnym. Było to 79 gipsowych, wielkanocnych baranków (78 z nich było małych, a jeden większy). Ofiarodawca chciał aby trafiły one do pracowników prezydium i rady miejskiej. Co było w tym prezencie niezwykłego?

Na złość Prezydium

Wprawdzie zbliżała się Wielkanoc, zatem ofiarowanie komuś gipsowych baranków nie mogło raczej nikogo zdziwić (baranek to liturgiczny symbol męki i zmartwychwstania Jezusa Chrystusa), jednak działacze nie dali się takim oczywistościom zwieść. Uznali, że ten dar był prowokacją, a kupiec próbuje sobie po prostu z władzy zakpić. Tego nie można było puścić płazem.

„Pracownicy Prezydium odmówili przyjęcia baranków” – czytamy w dokumencie. „W międzyczasie Obywatel Jawor, w ślad za barankami przesyła pismo, w którym pisze, by część baranków, które nie wezmą pracownicy prezydium przekazać biednym. Zgodnie z prośbą Ob. Jawora Prezydium przekazało baranki dla „Caritasu” wraz z pismem i pokwitowaniem. Jednocześnie odpis tego pisma przesłano do wiadomości Ob. Jawora”.

Jednak 19 kwietnia Stefan Jawor zawiadomił członków zamojskiego prezydium, że baranki nie zostały „Caritasowi” przekazane „zgodnie z jego życzeniem”, dlatego zamierzał miejscowe władze obciążyć… kosztami za gipsowe figurki. To rozjuszyło działaczy.

„Członek prezydium Obywatel Burzyński Wincenty powiedział, że Ob. Jawor chciał z Prezydium jak i z pracowników Prezydium zrobić baranów. Należałoby więc wyciągnąć wnioski w stosunku do Jawora” – czytamy m.in. dalej w protokole. „Członek Prezydium obywatel Mikulski Zygmunt zaproponował skierowanie sprawy Ob. Jawora do Prokuratora, bo to jest podrywanie autorytetu Prezydium. Zresztą Ob. Jawor wszystko robi na złość Prezydium. Kiedy został ukarany karą grzywny za nielegalny handel, to nie wpłacił pieniędzy na podane mu nasze konto, tylko na inne”.

Wiceprzewodniczący Eugeniusz Zgnilec nie dał się jednak ponieść emocjom. Poprosił o opinię innych uczestników spotkania.

Takiej sytuacji powiedzieć stanowcze „nie”!

„Jako pierwszy głos zabrał Ob. Siwacki Henryk, który powiedział, że Obywatel Jawor mógł był się zwrócić do Rady Miejskiej, jeżeli chciał pracownikom Prezydium zrobić prezent świąteczny, a nie bez żadnego porozumienia się z Radą” – czytamy w protokole. „Członek rady Miejscowej Ob. Szymala Tadeusz (…) wyraził się za oddaniem baranków „Caritasowi” i wyciągnięcia wniosków w stosunku do Jawora, który obraził Prezydium i pracowników”.

Radna Janina Olech poparła ten wniosek. Ona jednak znalazła w tej sprawie więcej ciemnych barw niż mężczyźni zebrani tego dnia w zamojskim Ratuszu. „Ob. Jawor ofiarowując nam baranki musiał mieć w tym jakiś cel” – zastanawiała się głośno. „Dlaczego np. Ob. Jawor nie przysłał pisanek z gipsu, gdyż w okresie tych świąt także jest zwyczaj malowania pisanek?”.

Na to pytanie nikt ze zgromadzonych nie był w stanie odpowiedzieć. Radnej Olech to nie zraziło. Według niej cel Stefana Jawora mógł być tylko jeden: chciał ośmieszyć albo Stanisława Wiktorowicza, przewodniczącego ówczesnego, zamojskiego prezydium, albo… kogoś stojącego znacznie wyżej w partyjnej hierarchii? Takiej sytuacji trzeba było powiedzieć stanowcze „nie”!

„A może przez podarowanie nam baranków wielkanocnych (Stefan Jawor) chciał zlekceważyć pracowników, uważając ich za baranów, którym przewodzi jeden duży baran, gdyż podarował jednego dużego barana?” - pytała z żelazną logiką radna Olech.

To już było chyba za wiele. Zapadła decyzja. „Po wysłuchaniu opinii członków Rady Miejscowej, Prezydium uznało przesłane baranki za obrazę Prezydium i pracowników, postanawiając skierować sprawę do Prokuratury, by wyciągnęła wnioski w stosunku do Ob. Jawora” – tak brzmiało ostatnie zdanie w protokole.

Represje

Czy było się czego obawiać? Jak zauważył w jednej ze swoich książek historyk Marcin Zaremba, Polska była wówczas krajem „tradycyjnej religijności”. Po II wojnie światowej odbywały się w parafiach popularne odpusty (np. w Krasnobrodzie) oraz wielotysięczne pielgrzymki. Niemal w każdej parafii działały kółka różańcowe. Ich członkowie słabo przeważnie orientowali się w nowej sytuacji politycznej kraju.

„Śmiesznie wyglądały rozmowy wśród kobiet dewotek, które w ogóle nie orientują się w sprawach dzisiejszej polityki gospodarczej i społecznej i często nie mają pojęci o ustroju współczesnej Polski” – biadał pod koniec lat 40. ub. wieku jeden z komunistycznych działaczy. „Kiwając głowami mówiły o tych „kołchozach”, o tym, że Boga wypędzają z serc wiernych, o antychryście. A jeżeli usłyszą jakiś głos, który pochwali system gospodarki spółdzielczej, to zaraz na skargę do księdza, że działa przeciwko kościołowi i religii”.

Wtedy postępowemu człowiekowi robiło się jakoś… nieprzyjemnie. Bo „ksiądz gromił takich omal nie wymieniając nazwiska z ambony”.

Polski kościół tuż po wojnie był silny. Hierarchów witano owacyjnie. Czasami robiły to ogromne rzesze wiernych np. podczas wizyt w parafiach. Organizowane na ulicach miast i wsi procesje, wyświęcenia nowych miejsc kultu czy np. strażackich sztandarów miało masowy charakter (zapraszano na nie nawet sowieckich oficerów). Także podczas państwowych uroczystości nie obywało się bez symboli religijnych. Szczególne znaczenie nadawano wówczas tematowi Męki Pańskiej (porównywano ją do cierpień narodu) oraz symbolice krwi.

Aż do końca lat 40. ubiegłego wieku na pochodach pierwszomajowych widywano obok czerwonych sztandarów krzyże i wizerunki świętych. Komunistyczne władze postanowiły to jednak „uciąć”. PRL-owscy działacze uważali, że nie da się zbudować nowego, socjalistycznego i ateistycznego ładu na katolickich, „wrogich ludowemu państwu”, podstawach.

W styczniu 1951 r. internowano księży w diecezji w Gdańsku, Gorzowie, Olsztynie i Opolu. Taki los spotkał także m.in. rektora Katolickiego Uniwersytetu Lubelskiego oraz przeora klasztoru Paulinów na Jasnej Górze. Do więzienia trafił także m.in. ks. Czesław Kaczmarek, biskup kielecki (po 2-letnim, okrutnym śledztwie skazano go na 12 lat więzienia). Komuniści posunęli się nawet do aresztowania ks. Stefana Wyszyńskiego, prymasa Polski. Prześladowanych kapłanów oskarżano m.in. o „faszyzację kraju” oraz szpiegostwo, przeważnie na rzecz USA.

Szacuje się, że na początku lat 50. ub. wieku uwięziono ponad 1 tys. polskich duchownych. Zabraniano też nauczania religii w szkołach. Funkcjonariusze Urzędu Bezpieczeństwa pojawiali się na mszach, pielgrzymkach i we wszystkich miejscach, gdzie spotykali się katolicy. Wiernych próbowano zastraszyć. Likwidowano m.in. niezależne grupy katolików i zastępowani ich „koncesjonowanymi” przez władze organizacjami.

Tego nie dało się zrobić skromnymi środkami. W PRL-u powstał potężny, antykościelny aparat państwowy. Tworzyły go komórki resortu bezpieczeństwa oraz Urząd do Spraw Wyznań (założono go w 1950 r.). W takiej atmosferze „barankowa prowokacja” urządzona przez Stefana Jawora mogła się dla niego źle skończyć. Do więzienia jednak nie trafił.

Dużo szczęścia

- Mój ojciec nie mógł przystosować się do nowej, komunistycznej rzeczywistości. Dlatego był w ciągłym konflikcie z ówczesnymi władzami – wspominał w 2015 r. w rozmowie z nami Marek Jawor, syn Stefana, który był wydawcą, fotografem oraz regionalistą (zmarł w 2021 roku). - Myślę, że podarowanie zamojskim władzom kilkudziesięciu baranków mogło być rodzajem prowokacji. Mój ojciec zmarł gdy miałem dziewięć lat. Niestety, nie miałem okazji z nim o tej sprawie porozmawiać.

Stefan Jawor był nietuzinkową postacią. Urodził się w 1904 r. w Boleścicach na Kielecczyźnie. Ukończył szkołę geodezyjną w Kowlu, a potem ożenił się ze Stefanią Paul z miejscowości Huszczka Duża w gm. Skierbieszów. Praca geodety zmuszała rodzinę Jaworów do częstej zmiany adresów. Przed II wojną światową mieszkali m.in. w Szczebrzeszynie oraz Ostrołęce.

- Gdy wybuchła wojna ojciec pojechał do Grodna, gdzie miał swoje urządzenia miernicze. Internowali go jednak Sowieci (w 1939 r.). Był więziony dwa lata. Udało mu się jednak z niewoli uciec – opowiadał Marek Jawor. - Przez jakiś czas mieszkał wraz z rodziną w Huszczce. Po wojnie ojciec kupił jedną z kamienic przy Rynku Solnym w Zamościu. Tam rodzina się przeprowadziła.

Stefan zajmował się handlem. Był prezesem firmy kupieckiej „Bazar Przemysłu Kupieckiego”. Założył też m.in. sklep przy zamojskim Rynku Wielkim. Handlował wyrobami drewnianymi i koszykarskimi. Działał też społecznie. Pełnił m.in. funkcję prezesa zamojskiego oddziału Towarzystwa Miłosierdzia „Caritas”. Zasłynął tym, że starał się o przywrócenie religii w szkołach (jeździł w tej sprawie nawet do władz centralnych w Warszawie). Zatem podarowanie zamojskim władzom gipsowych baranków mogło się w taką katolicką działalność wpisywać.

- Mój ojciec był człowiekiem wyrazistym, jasno wyrażającym swoje zdanie – wspominał Marek Jawor. - Myślę, że on naprawdę chciał ówczesnym władzom powiedzieć, że byli baranami. Ta wielkanocna oprawa była jedynie rodzajem alibi.

Nie wiadomo w jaki sposób prokuratura potraktowała „sprawę obrazy prezydium i rajców za pośrednictwem gipsowych baranków”. Prawdopodobnie nie uznano tego za działalność antypaństwową. Stefan Jawor miał dużo szczęścia. Przed sądem nie stanął (zmarł w 1963 r.), w każdym razie nikt w jego rodzinie o takim procesie nie słyszał. Jaki był los kilkudziesięciu gipsowych baranków? Nie wiadomo.

od 7 lat
Wideo

Krzysztof Bosak i Anna Bryłka przyjechali do Leszna

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera

Materiał oryginalny: „Musiał mieć w tym jakiś cel”. Dlaczego podarowanie 79 gipsowych baranków wielkanocnych rozzłościło władze Zamościa? - Zamość Nasze Miasto

Wróć na swidnik.naszemiasto.pl Nasze Miasto